W "czarnej skrzynce" nagrały się
ostatnie chwile tragicznego lotu

 

   W sobotę 30 października 1999 roku samolotem linii Egypt Air odlatywało z Los Angeles do Kairu 200 pasażerów i 18 członków załogi. Tylko jeden pasażer opuścił boeinga 767 podczas śródlądowania w Nowym Jorku. Z pozostałymi Egipcjanami i Amerykanami - samolot wystartował o pierwszej w nocy z lotniska im. Kennedy'ego. Stewardesy natychmiast zaczęły serwować ciepłe napoje i rozdawać koce na czas nocnego lotu.

   Wśród Egipcjan najbardziej wyróżniało się trzydziestu młodych, krótko ostrzyżonych mężczyzn w garniturach. Byli to wojskowi piloci wracający ze stażu w kalifornijskiej bazie. Zdecydowaną większość stanowili jednak amerykańscy emeryci. Korzystali z taniej, posezonowej oferty biura turystycznego. O dziewiątej rano mieli wylądować w Kairze. Układając się do snu, myśleli o piramidach, rejsie po Nilu. Nie przeżyli najbliższej godziny.

Gamil el-Batouti   Lot 990 zakończył się w zimnych wodach Oceanu Atlantyckiego, tuż za wyspą Nantucket. Gdy egipski boeing zniknął z ekranów radaru, wieża kontroli lotów w Nowym Jorku wszczęła alarm. Ekipy ratunkowe straży przybrzeżnej natychmiast wypłynęły w rejon katastrofy. Kilka godzin później wyłowiono jedno ciało oraz szczątki wyposażenia, kamizelki i tratwy ratunkowe. Puste. W niedzielę wieczorem było już pewne, że nikt nie ocalał. Nie przeżyłby tyle czasu w zimnej wodzie.

   Akcję poszukiwawczą utrudniła sztormowa pogoda. Chociaż zlokalizowano obie "czarne skrzynki" na głębokości 78 metrów, długo nie można było ich wydobyć. Tymczasem amerykańscy inspektorzy NTSB (komisji ds. bezpieczeństwa transportu) oraz FBI rozważali trzy hipotezy przyczyn katastrofy: awaria urządzenia, błąd pilota lub zamach terrorystyczny. Brano pod uwagę możliwość omyłkowego włączenia się odwracacza ciągu, urządzenia niezbędnego do wyhamowania samolotu przy lądowaniu; ale w czasie lotu wywołującego niesterowność maszyny. To doprowadziło już do katastrofy w 1991 roku samolotu LaudaAir w Tajlandii:

   Hipotezę zamachu terrorystycznego uprawdopodobniły dwa fakty: pilot nie nadał sygnału S.O.S. i nie zgłaszał się na wezwanie mężczyzna, który opuścił pokład boeinga na lotnisku nowojorskim.

   Dopiero po dwóch tygodniach udało się wydobyć z morskich głębin obie "czarne skrzynki". Analiza przebiegu lotu boeinga i rozmów pilotów, a także dodatkowe ustalenia śledcze FBI pozwoliły na odtworzenie ostatnich chwil. Pojawiła się hipoteza o zaburzeniach psychicznych u jednego z pilotów, czego nikt wcześniej nie brał pod uwagę. Takie podejrzenie nie przeszło nawet przez myśl kapitana boeinga, gdy nieoczekiwanie, trzy i pół godziny przed rozpoczęciem swojej zmiany Gamil el-Batouti usiadł na fotelu drugiego pilota. Za sterami siedział w tym momencie kapitan Ahmed el-Habashi. Samolot leciał spokojnie na wysokości 10 tys. metrów pod kontrolą automatycznego pilota. Nie było wiele do roboty. Zmiennik ochotnik zaproponował szefowi, żeby poszedł wypić kawę. 57-letni pierwszy pilot zgodził się i wyszedł. "Czarna skrzynka" zarejestrowała odgłos zamykanych drzwi, gdy wychodził.

   59-letni Gamil el-Batouti został w kabinie pilotów sam. Miał świetną opinię. Wcześniej był oblatywaczem myśliwców. W 1977 roku zaczął pracę w linii pasażerskiej Egypt Air. Spędził, nie popełniając błędów, pięć tysięcy godzin za sterami.

   Przez kilka minut nic się nie działo. O godzinie 1.49 taśma "czarnej skrzynki" zarejestrowała spokojny głos Gamila el-Batouti: Tawakalt ala Allah (Polecam się Bogu). Kilką sekund później wyłączył automatycznego pilota, ujął drążek sterowniczy i przesunął go do końca: Boeing gwałtownie zanurkował.

   Kapitan natychmiast zjawił się w kabinie. - Co się dzieje?! - krzyknął. Prawdopodobnie usiadł na fotelu pierwszego pilota i zaczął ciągnąć drążek sterowniczy do siebie. "Czarna skrzynka" zarejestrowała jego głos: - Ciągnij ze mną! Ciągnij ze mną! Samolot nadal spadał. Badania zapisu "czarnej skrzynki" wykazały, że jedna z lotek ogonowych skierowana była do góry a druga w dół, jakby el-Batouti nadal wymuszał nurkowanie samolotu, podczas gdy kapitan chciał wyrównać lot.

 Czarna skrzynka - FDR  W pewnym momencie samolot, który w ciągu 37 sekund spadł z dziesięciu tysięcy metrów na pięć tysięcy, znów zaczął się wznosić. Nie wyjaśniono jeszcze, czy zadziałały siły aerodynamiczne, czy kapitanowi udało się powstrzymać opadanie. Sekundy później nastąpiło wyłączenie obu silników. Była to ostatnia rzecz, jaką zarejestrowała "czarna skrzynka". Samolot zaczął spadać z zawrotną prędkością. Prawdopodobnie w tym momencie pasażerowie stracili przytomność. Przeciążenia nie wytrzymała też konstrukcja maszyny. Na wysokości trzech tysięcy metrów, jak widać było na radarze, boeing rozpadł się na kawałki. O 1.52 zniknął z radaru; wpadając w toń oceanu. Zaledwie dwie minuty po modlitwie pilota. Rodzina pilota i władze Egiptu, stanowczo zaprzeczają, żeby ten zrównoważony człowiek, doświadczony pilot, kochający mąż i ojciec mógł coś takiego zrobić. Egipcjanie zwracają uwagę, że hipotezę celowego spowodowania katastrofy przez pilota wysunięto na podstawie badania zapisu "czarnej skrzynki" zanim wykluczono możliwość awarii jakiegoś urządzenia. Niektóre gazety napisały, że el-Batouti miał się dowiedzieć tuż przed lotem, iż jego ukochana córeczka jest nieuleczalnie chora i to wywołało u niego rozpacz. Tygodnik "Time" podaje, że' dziecko jest chore na całkowicie uleczalną formę tocznia.

   Przypomina się katastrofę samolotu TWA, który w czerwcu 1998 r. wpadł do oceanu. Niektóre gazety pisały wtedy, że samolot został zestrzelony rakietą przeciwlotniczą. Badania wykazały, że przyczyną katastrofy był wybuch zbiornika z paliwem.

 Pilot z córeczką i żoną  Katastrofy lotnicze z powodu zaburzeń psychicznych pilotów należą do rzadkości, gdyż wszystkie towarzystwa lotnicze badają ich stan psychiczny przeciętnie trzy razy rocznie. Lekarze jednak także się mylą. Jak np. japońscy psychiatrzy, którzy po kilkumiesięcznej kuracji psychiatrycznej pozwolili w 1982 r. pilotowi Japan Airlines na powrót do pracy. Podczas pierwszego lotu, tuż przed lądowaniem w Tokio, skierował on DC-8 do oceanu. 24 osoby poniosły śmierć, a 150 zostało rannych. W mijającym dziesięcioleciu samobójstwa podczas pilotowania samolotu linii pasażerskiej popełnili: w sierpniu 1994 roku Marokańczyk, a 19 grudnia 1998 roku - Singapurczyk. Pierwszy skazał przy tym na śmierć 44 pasażerów, drugi- 104. Czy Egipcjanin pobił ten smutny rekord?

 

Opr. ALEKSANDRA LANDSBERG
Tygodnik "Kobra"