Fajum to
nazwa oazy
na Pustyni Libijskiej.
Tam portret rzymski
ocaliła wiara egipska
ybór portretów trumiennych, W namalowanych w Fajum w
trzech pierwszych wiekach naszej ery, zgromadził niedawno Luwr. Jak wolno i cicho
przesuwał się przez tę wystawę tłum! Uśmiech nie pojawiał się ani po jednej, ani
po drugiej stronie szklanych witryn, z których szeroko otwarte oczy patrzyły w dal. Z
tymi podobiznami umarli mieli podróżować przez wieczność. Na razie przemierzyli już
prawie dwa tysiące lat, po drodze napotykając nas. W zaciszu swoich komputerów po
portrety fajumskie sięgają dziś amatorzy sztuki i kontemplacji. Z podobizn płynie
hipnotyczny czar. Podsycają myśli o przelotności i nieśmiertelności. Przecież i my
pragniemy przechować życie w "urnie" dyskietki.
mitologiach całego świata śmierć
przybiera postać sobowtóra. Tak przekłada się na obraz doświadczenie wewnętrznej
duplikacji, które zna każdy z nas. Umarli, szczególnie ci, którzy są nam najbliżsi,
nie opuszczają nas. Wizja zaświatów rodzi się w tej jaskini cieni, jaką jest ludzka
głowa. Każda religia tworzy dla swoich zmarłych osobne uniwersum, a życie pośmiertne
rozmaicie sobie wyobraża. Chrześcijańska idea zmartwychwstania ciała ukształtowała
się pod wpływem starożytnego Egiptu: kraju, w którym panowała wyjątkowa wprost
obsesja wieczności. Sahara dawała szansę nieśmiertelności. W suchym piasku wszystko
konserwowało się doskonale.
ie ma duszy bez
ciała: z tej wiary starożytnych Egipcjan wzięła się mumifikacja. Zachowana skóra
(wnętrzności przechowywano w osobnych naczyniach) pozwalała duszy pozostać w dawnym
mieszkaniu. Na wypadek zaś, gdyby i ono uległo zniszczeniu, wyposażano zmarłego w
?skóry? zastępcze: podobizny malowane na całunach i człekokształtnych sarkofagach. W
żadnej innej kulturze nie budowano też z takim pietyzmem domów-grobów, w których
zmarłym niczego nie brakowało. Jedli i pili, kochali się i bawili dzięki namiastkom
wszystkiego, co ich otaczało za życia - posągom i reliefom, malowidłom i hieroglifom.
W grobowcach Egiptu przesuwa się przed nami jak rozpięty w przestrzeni film, budząc
analogie ze współczesności.
od koniec XX wieku
twarze zmarłych zerkają na nas z prywatnych minisarkofagów: z portretów, albumów, z
dna szuflad. Iluzjonistyczna tabliczka z Fajum przemawia do naszej wrażliwości
ukierunkowanej przez fotografię. W dobie globalizacji pociąga synkretyzm tej sztuki,
ciekawi zmieszanie kultur. Hellenizacja Egiptu, podjętą przez Aleksandra Wielkiego,
kontynuowała macedońska dynastia Ptolomeuszy. Kleopatra, ostatnia z nich, po klęsce
Marka Antoniusza pod Akcjum popełniła samobójstwo (któż nie pamięta Liz Taylor z
jadowitą żmiją przy piersi). Po śmierci królowej w roku 30 p.n.e. Egipt stał się
rzymską prowincją. Nastąpiła inwazja naturalizmu i indywidualizmu.
nalazło to
odbicie w obrzędach pogrzebowych i sztuce cmentarnej. Pragmatyczni Rzymianie palili
swoich zmarłych. Śmierć zaś ujmowali - z właściwą sobie nonszalancją, która nie
jest nam chyba obca - w skrócie NFFNSNC: "non fui fui - non sum - non curo", co
w swobodnym przekładzie brzmi - "nie byłem - byłem - nie jestem - wszystko mi
jedno" (dosłownie "nie dbam"). To motto dźwięczy mi w uszach, ilekroć
oglądam freski pompejańskie: świetliste, sugestywne i ulotne, jak slajdy. W Fajum
rzymska efemeryczność spotyka się z egipską utopią wieczności. Obok portretów
niemal impresjonistycznych znaleziono tam również hieratyczne złote maski, które -jak
w dawnym Egipcie - twarze zmarłych upodobniają do bogów solarnych. Indywidualizm
uwidocznił się w malarstwie wyraźniej niż w rzeźbie. Fajumskie malowidła trumienne
należą do jedynych zachowanych przykładów gatunku stosunkowo nowego: rzymskiego
malarstwa portretowego, które od I w. p.n.e. wykonywano w technice enkaustycznej na
drewnie. Pochodzącą z Grecji enkaustykę opisał w "Historii naturalnej"
Pliniusz Starszy (jedna z ofiar wybuchu Wezuwiusza, który w roku 79 zgładził Pompeje),
podkreślając trwałość techniki: "W zakresie malarstwa enkaustycznego istniały
od dawna dwie metody: w wosku i kości słoniowej. Posługiwano się
cestrum, czyli
pręcikiem. Tak było aż do czasu, kiedy zaczęto malować okręty; wtedy wytworzyła
się dodatkowo trzecia metoda: malowanie woskiem rozpuszczonym w ogniu, ale za pomocą
pędzla. Farba tak nałożona trzyma się okrętu i nie niszczeje ani od słońca, ani
słonej wody, ani wiatru". W rzymskim Egipcie zmarłych malowano woskiem i pędzlem.
Deski z portretami przycinano do odpowiednich rozmiarów i umocowywano na mumiach tak, że
zastępowały zabandażowane twarze. Podobiznami pokrywano też lniane całuny, w które
owijano mumie. Obok malowideł na drewnie powstawały wizerunki trójwymiarowe: malowane i
złocone gipsowe maski i głowy, będące połączeniem egipskiej i rzymskiej rzeźby
portretowej. Większość portretów przedstawia ludzi młodych. Czy należy wyciągnąć
stąd wniosek, że podobizny trumienne obstalowywano na długo przed śmiercią?
Niewykluczone. Z dotychczasowych badań wynika jednak, że wiek mumii pokrywa się zwykle
z wizerunkami zmarłych. Ze świata schodziło się wówczas wcześnie. Czy po malarza
posyłano więc na początku choroby? Przed samą śmiercią czy zaraz po niej? Czy
malował zmarłego z natury, czy na podstawie woskowej maski zdjętej z jego twarzy? O
metodach, okolicznościach i samych malarzach nie wiadomo na razie prawie nic. Można
więc tylko spekulować. Osobiście sądzę że bywało rozmaicie. Można sobie
wyobrazić, że niektórych - brzydkich narcyzów, próżne pięknotki? - prześladowała
myśl o niekorzystnym wyglądzie w wieczności. Pozowali więc w kwiecie wieku i
kontrolowali zamówienie, a uzyskane w ten sposób portrety-komplementy wieszali może
nawet, nim poszli do piachu, na głównej ścianie salonu. Większość - w tym na pewno
wszystkie dzieci -szła jednak "pod pędzel" na łożu śmierci. Jedni malarze
korzystali z masek, inni nie.
Fajum ton
nadawali potomkowie greckich i macedońskich legionistów, którzy przymaszerowali do
Egiptu z Aleksandrem Wielkim i pierwszymi Ptolomeuszami. Na początku ich panowania
przeprowadzono w tych okolicach meliorację. Po osuszeniu jeziora i bagien - stąd nazwa
Fajum, od "payom" (morze) - weterani otrzymali ziemię do uprawy. Poślubili
Egipcjanki, przeszli na ich wiarę i stali się elitą kraju. Im to właśnie w zamian za
niższe podatki, powierzyli Rzymianie zarządzanie miastami i wsiami Fajum. Administracja
mogła sobie pozwolić na wystawny pogrzeb. Poprzedzał go zgodnie z greckim zwyczajem,
kondukt ("ekphora"), w którym zmarłego i jego portret niesiono uroczyście do
warsztatu mumifikatora.
umifikacja
oddawała trybut Egiptowi. Pradawnymi formułkami magicznymi pokrywano całuny. Ale mumie
wyposażano w hellenistyczne "oblicza" i podpisywano, do imienia dodając czasem
zawód. Zmarli pragnęli zapewnić sobie łaskę u egipskich bogów - i zachować rzymskie
obywatelstwo. Na portretach trumiennych odnajdujemy te same fryzury, ubiory i klejnoty,
jakie noszono w Rzymie. Prowincjonalni urzędnicy snobowali się na stolicę. A nowinki
szybko docierały z Italii do Afryki. Rzym umiał organizować komunikację. A jak się ze
sobą porozumiewano? Królowa Kleopatra, mówiąca podobno siedmioma językami, z
pewnością należała do wyjątków. Ale nie sądzę, by w zhellenizowanym Egipcie była
jedyną poliglotką. Społeczności grecko-macedońskie na co dzień posługiwały się
koine - potoczną greką pełną lokalnych naleciałości - w której napisano Nowy
Testament. Śmietanka kultywowała grekę klasyczną, znała łacinę, miała pojęcie o
hieroglifach i hebrajskim, umiała się pewnie dogadać po aramejsku.
retoryce dziewiętnastowiecznego
nacjonalizmu język rodzimy to idol. Ale czy polszczyzna naprawdę musi być moją jedyną
ojczyzną? Czy używanie kilku języków oznacza słabiznę w każdym z nich? Tak,
odpowiadano mi w Europie żelaznej kurtyny. Ale ja - od dzieciństwa wielojęzyczna -
wierzyłam, że nie. Rzym temu zaprzecza - wykrzykiwałam. W głębi duszy przywoływałam
zaś na pomoc pewną dziewczynę z Fajum, którą przywykłam podejrzewać - może
całkiem niesłusznie - o poliglotyzm. Poznałyśmy się przed dwudziestu siedmiu laty w
angielskim Cambridge. W Girton College przykuł mój wzrok portret świetnie zachowanej
mumii. Miała piekielnie poważną twarz w moim wieku, przenikliwe oczy, zarzucony na
ramiona biały płaszcz, gładko zaczesane włosy z przedziałkiem pośrodku (jak ja), a
na imię Hermione z dodatkiem "grammatike".
roku 1911 mumię
wykopał w Hawarze, w południowo-wschodniej części Fajum, wybitny angielski archeolog
Flinders Petrie. Hermione, która wyraźnie przypadła mu do gustu, uznał za
nauczycielkę greckiej gramatyki ("pilną i skromną", której "nie w
głowie fatałaszki i ozdoby"), a za miejsce najbardziej dla niej odpowiednie -
Girton College. I słusznie. Z ostatnich studiów wynika, że "grammatikoi" -
cieszyli się oni znacznie większym poważaniem od nauczycieli - to nazwa
popularyzatorów kultury greckiej. Jak ją dokładnie upowszechniali? "Moim zdaniem -
nabazgrał w postscriptum swojego listu znajomy archeolog - Hermione pisała ?Grece Mon
Eros? do ?Magazynu Fajumskiego Gazety Wyborczej?".
Hermione wiemy
dziś znacznie więcej niż jej odkrywca. Umarła ok. roku 40-50 w wieku 16-25 lat. Była
drobna i krucha, ale miała świetne uzębienie. Wśród "gramatyków" kobiety
trafiały się rzadko. Poza Hermione znamy jeszcze jedną "gramatyczkę",
również z Afryki Północnej. Być może świadczy to o światłości tamtejszych
środowisk. W wiekach następnych zhellenizowani Egipcjanie okazali się podatni na
wpływy chrześcijaństwa. Ciekawe, czy imię Jezusa obiło się kiedykolwiek o uszy
wykształconej dziewczyny, która żyła prawie współcześnie z nim. Ascetyczna twarz
Hermione przywodzi na myśl oblicza świętych na ikonach wczesnego Bizancjum. Czy
spirytualność, jaką niosło ze sobą chrześcijaństwo, oddziałała na malarstwo
trumienne z Fajum? Dość prawdopodobne wydawało się to Hildzie Zaloscer. Hipotez
austriackiej historyczki sztuki nie potwierdzają jednak najnowsze badania. Na mumiach,
całunach i sarkofagach nie pojawiają się symbole chrześcijańskie. O sympatie dla
nowej religii, przenoszonej przez Żydów, a prześladowanej przez Rzymian, trudno
posądzać zhellenizowaną elitę Egiptu - i zatrudnionych przez nią artystów; gdyby
pochodzili z kręgów judeochrześcijańskich, nie paraliby się raczej utrwalaniem
zmarłych pogan. Uduchowienie emanuje nie tylko z egipskich portretów trumiennych, ale i
z wielu rzymskich fresków. Ręce artystów uchwyciły niespokojnego ducha epoki,
sprzyjającego malarstwu i chrześcijaństwu. Nowej wierze nie w smak były jednak
przejawy pogańskiej spirytualności. Zalegalizowane chrześcijaństwo zaczęło zwalczać
dawne religie. Edykt zakazujący obrzędów pogańskich, wydany w roku 392 przez cesarza
Teodozjusza, oznaczał koniec egipsko-rzymskiego portretu cmentarnego.
ostęp w historii sztuki egipskiej zawdzięczamy nowoczesnej technologii.
Mumie i portrety analizuje się i datuje coraz precyzyjniej. Ich reprodukcje same
układają się w grupy: historyczne i geograficzne, stylistyczne i kolorystyczne,
fizjonomiczne i środowiskowe. Im lepiej poznajemy tę sztukę, tym wyraźniej rysują
się różnice, a prace prostych rzemieślników oddalają się od arcydzieł mistrzów.
Liczę, że niebawem wyjaśni się, czy zreprodukowane tu poematy ślicznej dziewczyny i
nieco od niej młodszego chłopca przedstawiają krewnych (obydwoje mają lewe oko
wyżej), czy też ich podobieństwo wynika z oryginalnej sygnatury jakiegoś ówczesnego
Picassa. Wiara Egipcjan zapewniła wieczność wizerunkom sepulklarnym. Za to ich
twórców los potraktował jak Rzymian. Marzy mi się, że moich fajumskich kolegów po
pędzlu przyszłość wydobędzie z NFFNSNC.
|