NFFNSNC I WIECZNOŚĆ

 

Fajum to nazwa oazy
na Pustyni Libijskiej.
Tam portret rzymski
ocaliła wiara egipska

    Wybór portretów trumiennych, W namalowanych w Fajum w trzech pierwszych wiekach naszej ery, zgromadził niedawno Luwr. Jak wolno i cicho przesuwał się przez tę wystawę tłum! Uśmiech nie pojawiał się ani po jednej, ani po drugiej stronie szklanych witryn, z których szeroko otwarte oczy patrzyły w dal. Z tymi podobiznami umarli mieli podróżować przez wieczność. Na razie przemierzyli już prawie dwa tysiące lat, po drodze napotykając nas. W zaciszu swoich komputerów po portrety fajumskie sięgają dziś amatorzy sztuki i kontemplacji. Z podobizn płynie hipnotyczny czar. Podsycają myśli o przelotności i nieśmiertelności. Przecież i my pragniemy przechować życie w "urnie" dyskietki.

Portret dziewczyny, 120-130 r., Enkaustyka i złocenie na drewnie cedrowym. Luwr    W mitologiach całego świata śmierć przybiera postać sobowtóra. Tak przekłada się na obraz doświadczenie wewnętrznej duplikacji, które zna każdy z nas. Umarli, szczególnie ci, którzy są nam najbliżsi, nie opuszczają nas. Wizja zaświatów rodzi się w tej jaskini cieni, jaką jest ludzka głowa. Każda religia tworzy dla swoich zmarłych osobne uniwersum, a życie pośmiertne rozmaicie sobie wyobraża. Chrześcijańska idea zmartwychwstania ciała ukształtowała się pod wpływem starożytnego Egiptu: kraju, w którym panowała wyjątkowa wprost obsesja wieczności. Sahara dawała szansę nieśmiertelności. W suchym piasku wszystko konserwowało się doskonale.

    Nie ma duszy bez ciała: z tej wiary starożytnych Egipcjan wzięła się mumifikacja. Zachowana skóra (wnętrzności przechowywano w osobnych naczyniach) pozwalała duszy pozostać w dawnym mieszkaniu. Na wypadek zaś, gdyby i ono uległo zniszczeniu, wyposażano zmarłego w ?skóry? zastępcze: podobizny malowane na całunach i człekokształtnych sarkofagach. W żadnej innej kulturze nie budowano też z takim pietyzmem domów-grobów, w których zmarłym niczego nie brakowało. Jedli i pili, kochali się i bawili dzięki namiastkom wszystkiego, co ich otaczało za życia - posągom i reliefom, malowidłom i hieroglifom. W grobowcach Egiptu przesuwa się przed nami jak rozpięty w przestrzeni film, budząc analogie ze współczesności.

    Pod koniec XX wieku twarze zmarłych zerkają na nas z prywatnych minisarkofagów: z portretów, albumów, z dna szuflad. Iluzjonistyczna tabliczka z Fajum przemawia do naszej wrażliwości ukierunkowanej przez fotografię. W dobie globalizacji pociąga synkretyzm tej sztuki, ciekawi zmieszanie kultur. Hellenizacja Egiptu, podjętą przez Aleksandra Wielkiego, kontynuowała macedońska dynastia Ptolomeuszy. Kleopatra, ostatnia z nich, po klęsce Marka Antoniusza pod Akcjum popełniła samobójstwo (któż nie pamięta Liz Taylor z jadowitą żmiją przy piersi). Po śmierci królowej w roku 30 p.n.e. Egipt stał się rzymską prowincją. Nastąpiła inwazja naturalizmu i indywidualizmu.

    Znalazło to odbicie w obrzędach pogrzebowych i sztuce cmentarnej. Pragmatyczni Rzymianie palili swoich zmarłych. Śmierć zaś ujmowali - z właściwą sobie nonszalancją, która nie jest nam chyba obca - w skrócie NFFNSNC: "non fui fui - non sum - non curo", co w swobodnym przekładzie brzmi - "nie byłem - byłem - nie jestem - wszystko mi jedno" (dosłownie "nie dbam"). To motto dźwięczy mi w uszach, ilekroć oglądam freski pompejańskie: świetliste, sugestywne i ulotne, jak slajdy. W Fajum rzymska efemeryczność spotyka się z egipską utopią wieczności. Obok portretów niemal impresjonistycznych znaleziono tam również hieratyczne złote maski, które -jak w dawnym Egipcie - twarze zmarłych upodobniają do bogów solarnych. Indywidualizm uwidocznił się w malarstwie wyraźniej niż w rzeźbie. Fajumskie malowidła trumienne należą do jedynych zachowanych przykładów gatunku stosunkowo nowego: rzymskiego malarstwa portretowego, które od I w. p.n.e. wykonywano w technice enkaustycznej na drewnie. Pochodzącą z Grecji enkaustykę opisał w "Historii naturalnej" Pliniusz Starszy (jedna z ofiar wybuchu Wezuwiusza, który w roku 79 zgładził Pompeje), podkreślając trwałość techniki: "W zakresie malarstwa enkaustycznego istniały od dawna dwiePortret chłopca II w., enkaustyka na drewnie lipowym, dijon, Musee des Beaux-Arts metody: w wosku i kości słoniowej. Posługiwano się cestrum, czyli pręcikiem. Tak było aż do czasu, kiedy zaczęto malować okręty; wtedy wytworzyła się dodatkowo trzecia metoda: malowanie woskiem rozpuszczonym w ogniu, ale za pomocą pędzla. Farba tak nałożona trzyma się okrętu i nie niszczeje ani od słońca, ani słonej wody, ani wiatru". W rzymskim Egipcie zmarłych malowano woskiem i pędzlem. Deski z portretami przycinano do odpowiednich rozmiarów i umocowywano na mumiach tak, że zastępowały zabandażowane twarze. Podobiznami pokrywano też lniane całuny, w które owijano mumie. Obok malowideł na drewnie powstawały wizerunki trójwymiarowe: malowane i złocone gipsowe maski i głowy, będące połączeniem egipskiej i rzymskiej rzeźby portretowej. Większość portretów przedstawia ludzi młodych. Czy należy wyciągnąć stąd wniosek, że podobizny trumienne obstalowywano na długo przed śmiercią? Niewykluczone. Z dotychczasowych badań wynika jednak, że wiek mumii pokrywa się zwykle z wizerunkami zmarłych. Ze świata schodziło się wówczas wcześnie. Czy po malarza posyłano więc na początku choroby? Przed samą śmiercią czy zaraz po niej? Czy malował zmarłego z natury, czy na podstawie woskowej maski zdjętej z jego twarzy? O metodach, okolicznościach i samych malarzach nie wiadomo na razie prawie nic. Można więc tylko spekulować. Osobiście sądzę że bywało rozmaicie. Można sobie wyobrazić, że niektórych - brzydkich narcyzów, próżne pięknotki? - prześladowała myśl o niekorzystnym wyglądzie w wieczności. Pozowali więc w kwiecie wieku i kontrolowali zamówienie, a uzyskane w ten sposób portrety-komplementy wieszali może nawet, nim poszli do piachu, na głównej ścianie salonu. Większość - w tym na pewno wszystkie dzieci -szła jednak "pod pędzel" na łożu śmierci. Jedni malarze korzystali z masek, inni nie.

    W Fajum ton nadawali potomkowie greckich i macedońskich legionistów, którzy przymaszerowali do Egiptu z Aleksandrem Wielkim i pierwszymi Ptolomeuszami. Na początku ich panowania przeprowadzono w tych okolicach meliorację. Po osuszeniu jeziora i bagien - stąd nazwa Fajum, od "payom" (morze) - weterani otrzymali ziemię do uprawy. Poślubili Egipcjanki, przeszli na ich wiarę i stali się elitą kraju. Im to właśnie w zamian za niższe podatki, powierzyli Rzymianie zarządzanie miastami i wsiami Fajum. Administracja mogła sobie pozwolić na wystawny pogrzeb. Poprzedzał go zgodnie z greckim zwyczajem, kondukt ("ekphora"), w którym zmarłego i jego portret niesiono uroczyście do warsztatu mumifikatora.

    Mumifikacja oddawała trybut Egiptowi. Pradawnymi formułkami magicznymi pokrywano całuny. Ale mumie wyposażano w hellenistyczne "oblicza" i podpisywano, do imienia dodając czasem zawód. Zmarli pragnęli zapewnić sobie łaskę u egipskich bogów - i zachować rzymskie obywatelstwo. Na portretach trumiennych odnajdujemy te same fryzury, ubiory i klejnoty, jakie noszono w Rzymie. Prowincjonalni urzędnicy snobowali się na stolicę. A nowinki szybko docierały z Italii do Afryki. Rzym umiał organizować komunikację. A jak się ze sobą porozumiewano? Królowa Kleopatra, mówiąca podobno siedmioma językami, z pewnością należała do wyjątków. Ale nie sądzę, by w zhellenizowanym Egipcie była jedyną poliglotką. Społeczności grecko-macedońskie na co dzień posługiwały się koine - potoczną greką pełną lokalnych naleciałości - w której napisano Nowy Testament. Śmietanka kultywowała grekę klasyczną, znała łacinę, miała pojęcie o hieroglifach i hebrajskim, umiała się pewnie dogadać po aramejsku.

    W retoryce dziewiętnastowiecznego nacjonalizmu język rodzimy to idol. Ale czy polszczyzna naprawdę musi być moją jedyną ojczyzną? Czy używanie kilku języków oznacza słabiznę w każdym z nich? Tak, odpowiadano mi w Europie żelaznej kurtyny. Ale ja - od dzieciństwa wielojęzyczna - wierzyłam, że nie. Rzym temu zaprzecza - wykrzykiwałam. W głębi duszy przywoływałam zaś na pomoc pewną dziewczynę z Fajum, którą przywykłam podejrzewać - może całkiem niesłusznie - o poliglotyzm. Poznałyśmy się przed dwudziestu siedmiu laty w angielskim Cambridge. W Girton College przykuł mój wzrok portret świetnie zachowanej mumii. Miała piekielnie poważną twarz w moim wieku, przenikliwe oczy, zarzucony na ramiona biały płaszcz, gładko zaczesane włosy z przedziałkiem pośrodku (jak ja), a na imię Hermione z dodatkiem "grammatike".

    W roku 1911 mumię wykopał w Hawarze, w południowo-wschodniej części Fajum, wybitny angielski archeolog Flinders Petrie. Hermione, która wyraźnie przypadła mu do gustu, uznał za nauczycielkę greckiej gramatyki ("pilną i skromną", której "nie w głowie fatałaszki i ozdoby"), a za miejsce najbardziej dla niej odpowiednie - Girton College. I słusznie. Z ostatnich studiów wynika, że "grammatikoi" - cieszyli się oni znacznie większym poważaniem od nauczycieli - to nazwa popularyzatorów kultury greckiej. Jak ją dokładnie upowszechniali? "Moim zdaniem - nabazgrał w postscriptum swojego listu znajomy archeolog - Hermione pisała ?Grece Mon Eros? do ?Magazynu Fajumskiego Gazety Wyborczej?".

    O Hermione wiemy dziś znacznie więcej niż jej odkrywca. Umarła ok. roku 40-50 w wieku 16-25 lat. Była drobna i krucha, ale miała świetne uzębienie. Wśród "gramatyków" kobiety trafiały się rzadko. Poza Hermione znamy jeszcze jedną "gramatyczkę", również z Afryki Północnej. Być może świadczy to o światłości tamtejszych środowisk. W wiekach następnych zhellenizowani Egipcjanie okazali się podatni na wpływy chrześcijaństwa. Ciekawe, czy imię Jezusa obiło się kiedykolwiek o uszy wykształconej dziewczyny, która żyła prawie współcześnie z nim. Ascetyczna twarz Hermione przywodzi na myśl oblicza świętych na ikonach wczesnego Bizancjum. Czy spirytualność, jaką niosło ze sobą chrześcijaństwo, oddziałała na malarstwo trumienne z Fajum? Dość prawdopodobne wydawało się to Hildzie Zaloscer. Hipotez austriackiej historyczki sztuki nie potwierdzają jednak najnowsze badania. Na mumiach, całunach i sarkofagach nie pojawiają się symbole chrześcijańskie. O sympatie dla nowej religii, przenoszonej przez Żydów, a prześladowanej przez Rzymian, trudno posądzać zhellenizowaną elitę Egiptu - i zatrudnionych przez nią artystów; gdyby pochodzili z kręgów judeochrześcijańskich, nie paraliby się raczej utrwalaniem zmarłych pogan. Uduchowienie emanuje nie tylko z egipskich portretów trumiennych, ale i z wielu rzymskich fresków. Ręce artystów uchwyciły niespokojnego ducha epoki, sprzyjającego malarstwu i chrześcijaństwu. Nowej wierze nie w smak były jednak przejawy pogańskiej spirytualności. Zalegalizowane chrześcijaństwo zaczęło zwalczać dawne religie. Edykt zakazujący obrzędów pogańskich, wydany w roku 392 przez cesarza Teodozjusza, oznaczał koniec egipsko-rzymskiego portretu cmentarnego.

    Postęp w historii sztuki egipskiej zawdzięczamy nowoczesnej technologii. Mumie i portrety analizuje się i datuje coraz precyzyjniej. Ich reprodukcje same układają się w grupy: historyczne i geograficzne, stylistyczne i kolorystyczne, fizjonomiczne i środowiskowe. Im lepiej poznajemy tę sztukę, tym wyraźniej rysują się różnice, a prace prostych rzemieślników oddalają się od arcydzieł mistrzów. Liczę, że niebawem wyjaśni się, czy zreprodukowane tu poematy ślicznej dziewczyny i nieco od niej młodszego chłopca przedstawiają krewnych (obydwoje mają lewe oko wyżej), czy też ich podobieństwo wynika z oryginalnej sygnatury jakiegoś ówczesnego Picassa. Wiara Egipcjan zapewniła wieczność wizerunkom sepulklarnym. Za to ich twórców los potraktował jak Rzymian. Marzy mi się, że moich fajumskich kolegów po pędzlu przyszłość wydobędzie z NFFNSNC.

 

Źródło:

EWA KURYLUK Magazyn Gazety Wyborczej NR 8 (312) 26-27 II 1999 r.

.:|| Kontakt || Pytania || Mapa strony || Index || Reklama  ||:.

 
Wszystkie prawa zastrzeżone. AMRA.INFO